Droga do świętości w ujęciu osiemnastowiecznego hagiografa (Floriana Jaroszewicza „Matka świętych Polska”), cz.VII

Droga do świętości w ujęciu osiemnastowiecznego hagiografa (Floriana Jaroszewicza „Matka świętych Polska”), cz.VII

Asceza. Motywacje i formy

Drogą prowadzącą do świętości w chrześcijaństwie, ale przecież również w innych religiach, jest asceza. Początkowo Kościół nie znał celowych praktyk umartwiania, wprowadzili je pustelnicy syryjscy, których asceza miała charakter wyczynowy – stopień świętości był wprost proporcjonalny do podejmowanych umartwień. Na Zachodzie ascezy nie ma jeszcze w regule św. Benedykta, z czasem jednak praktyki ascetyczne rozpowszechniły się nie tylko wśród zakonników, ale również wśród osób świeckich112. Ascetyzm będący droga negacji (ciała, snu, pokarmu, wspólnoty itd.) powinien prowadzić do praktyk pozytywnych (ofiary, modlitwy itd.), jeżeli tak się nie dzieje, rodzi się ascetyzm metodyczny, który jest przerostem formy nad treścią. Praktykowanie ascezy, współcześnie już niezrozumiałe, wiązało się ze specyficzną, pozytywną filozofią bólu i cierpienia, którym przyznawano rolę religijną113. William James desakralizację bólu i cierpienia uważa, za przyczynę zaniku ascezy w chrześcijaństwie114.

Motywacje ascezy. Chrześcijanie wierzą, iż to właśnie m.in. przez cierpienie dokonało się ich zbawienie, skoro cierpiał Bóg-człowiek, tym samym stan ten został uświęcony i jest godny naśladowania, do czego przez całe wieki służyła droga zgody na cierpienie i dobrowolnej ascezy. Właśnie chęć naśladowania „drogi Pańskiej” jest jednym z motywów, dla których „święci” u Jaroszewicza podejmują przeróżne umartwienia115.

Jaroszewicz z przekonaniem i rzeczowo opisuje widzenie anioła, które miała świątobliwa Zofia Tylicka, z kolei praktykująca chrześcijańską zgodę na cierpienie: „w roku Pańskim 1621, gdy w ciężkich bardzo boleściach była […], stanął przed nią anioł […], który tak do niej mówił: nie frasuj się duszo, że cię Bóg tą choroba złożył. Cóż ci ma być milszego, czy być zdrową na ciele, a chorą na duszy, idąc z grzechu w grzech, czy też cierpiąc skarbić sobie coraz to większą łaskę Boską? Odpowiedziała na to Zofia: ŤGotowam cierpieć póki wola Pana Boga mego będzieť. Pochwalił jej tę odwagę anioł […] przydał jednak dalej: Mało to cierpisz, trzeba by jeszcze więcej dla miłości Boskiej i począł jej wyliczać różne utrapienia…”116

Praktyki ascetyczne bardzo często związane były z nabożeństwem do męki Pańskiej, wynikały one z pragnienia współudziału w męce Chrystusa albo też z czci dla niej, benedyktynka Magdalena Mortęska „z nabożeństwa do męki Pańskiej strzegła się gadać, a dopieroż rozśmiać, a gdy się co z tego nieostrożnie trafiło surowo się karała, dyscypliną albo pantoflem usta sobie obijała”117.

Umartwienia były także formą ofiary dla Boga w konkretnych intencjach, np. za grzechy własne i innych ludzi118, zaś jezuita Mikołaj Łęczycki biczował się pięć razy dziennie, „raz za dusze w czyśćcu zostające, drugi raz za leżących w grzechu śmiertelnym, trzeci raz za utrapionych, czwarty za pomnożenie Kościoła Chrystusowego, piąty za dobrodziejów swoich i całego swego zakonu”119. Uprawianie ascezy związane było również z ówcześnie przyjmowanym pojęciem doskonałości, w którym główną rolę odgrywał czynnik negacji – unikanie grzechu. Grzech natomiast wiązano z cielesnością. W teologii duchowości aż do soboru Watykańskiego II istniała tendencja podkreślania rozdźwięku między duszą a ciałem. Z ciała pochodziły wszelkie grzeszne namiętności i pożądliwości, które należało ujarzmić praktykami ascetycznymi, „aby duch zbawiony był na dzień Pański”120. Niestety powszechnie zapominano wówczas o tym, że i ciało, według nauczania Kościoła, ma być zbawione w czasie paruzji, a także, co wydaje się współcześnie trywialne, że i ciało stworzone miało zostać przez Boga. Gerardus van der Leeuw pisze, iż w przypadku, gdy życie ujmuje się dualistycznie „wówczas asceza służy do tego, by w pełni teraz zdiabolizowane ciało jak najskuteczniej wyłączyć, unieszkodliwić, zwalczyć, a nawet umęczyć, po to, by dusza stała się wolna i panowała nieograniczenie. To, co najlepsze w człowieku – jego część wieczna, czy jak to tam jeszcze nazwiemy – ma zostać uwolnione”121. Właśnie z tej negatywnej teologii ciała, wypływały przede wszystkim praktyki pokutne Jaroszewiczowych „świętych”, którzy najczęściej „karcili swoje ciało”122, „mścili się nad sobą za przeszłe grzechy swoje”123, czy też „ciału swemu nieubłaganymi byli nieprzyjaciółmi”124, a wszystko po to, aby ciało podbić w niewolę ducha125. Bardzo często pojawia się metaforyka militarna. „Święty” przyodziewa się w „zbroję i oręże duchowne ostrego srodze umartwienia”126 albo broni swej czystości, do czego „umartwienie ciała jest wielką pomocą”127. Asceza jest także formą walki z „szatanem, światem i ciałem”128, zgodnie z Hiobowym uogólnieniem: „czyż nie do bojowania podobny byt człowieka?”(7,1). „Rycerz Chrystusowy”, jak często nazywa swych „świętych” Jaroszewicz, który podejmuje bój, ma nadzieję ostatecznego ocalenia w Bogu, a przeświadczenie o jego świętości potwierdza, że nadzieja ta nie zawiodła.

Praktyki ascetyczne opisywane przez Jaroszewicza mają swe źródło najczęściej w negatywnym spojrzeniu na świat i kondycję człowieka, ale zdarza się, że ktoś podejmuje umartwienia, wychodząc z pozytywnego założenia, np. „ze względu na miłość ku Panu, Zbawicielowi”129 albo po prostu, aby stać się doskonalszym130. Asceza porównywana jest także z męczeństwem, które jest najbardziej heroicznym wyrazem miłości do Boga131. W umartwieniach asceta naśladuje męczenników132, składa niekrwawe męczeństwo133 albo też zahartowuje swoje ciało, aby mężnie stawić czoła możliwości męczeńskiej śmierci na misjach134.

Najczęściej jednak Jaroszewicz nie podaje motywów, dla których dany „święty” praktykował ćwiczenia ascetyczne, jest to jak gdyby nieodzowny element świętości, którego tłumaczyć nie trzeba.

Formy ascezy. Jaroszewicz rozróżnia dwa typy ascezy: umartwienia ciała, nazywane przez niego czasami powierzchownymi oraz umartwienia wewnętrzne, zwane też umartwieniami zmysłów, przy czym częściej opisywane są przez niego te pierwsze.

„Święci” najczęściej umartwiają swoje ciało przez noszenie grubej włosiennicy z końskich włosów, czasami zakończonej ostrymi węzełkami i szpilkami135. Używają także żelaznych pancerzy, łańcuchów czy pasków, zakładając je na ręce i nogi. Owe instrumenty bardzo często wrastały w ciało136 i tak znajdywano je po śmierci ascetów, co było dla Jaroszewicza m.in. argumentem za ich świętością. Wielebny Zygmunt Trzemecki, „zakonnik cnót rozmaitych pełny, a w umartwieniu ciała prawie niepomiarkowany” używał żelazne łańcuszki z kolcami, „któremi sobie nogi krępował i na tychże często podczas modlitwy klęczał”137.

Popularnym sposobem ascezy było „czynienie dyscypliny” do czego służyć mogły rózgi, „miąższe postronki” i ciernie138, owa dyscyplina mogła mieć, np. ostre zakończenia. Niektórzy jak Albrecht Stanisław Radziwiłł wykazywali dużą inwencją własną, mianowicie owy świątobliwy książę „wymyślił taką machinę, w której się pewnych czasów kazał zamykać; tak misternie była zrobiona, że się w niej ani ręką, ani nogą ruszyć nie mógł i jego samego widzieć nie było tylko grzbiet jego do biczowanie obnażony”139. Jako dodatkowe umartwienie w przypadku wielmożów (biskupów, szlachty, szlachcianek) traktowano biczowanie przez swego sługę czy służebnicę140, natomiast biskup Hozjusz „cudzej ręki i siły do biczowania ciała swego zażywał”, gdy był już posunięty w latach i sam wykonywałby to zbyt delikatnie141. Różna też była intensywność owego biczowania, np. karmelita ojciec Makary „ciało swe trapił codziennymi krwawymi dyscyplinami”, podobnie też czyniło wielu innych142, z kolei wspomniany już Mikołaj Łęczycki biczował się pięć razy dziennie, a świątobliwa Katarzyna Saporowska, benedyktynka „w dojrzalszym wieku przez wiele lat podczas wielkiego postu po trzy tysiące plag co dzień sobie zadawała”143. Jak pisze Małgorzata Borkowska w XVII i XVIII wieku w zakonach żeńskich, biczowano się przeciętnie raz w tygodniu przez czas jednego „Miserere”, tj. przez niecałe pięć minut144. Natomiast w zakonie reformatów, do którego należał autor „Matki świętych”, biczowano się zazwyczaj trzy razy w tygodniu: w poniedziałki, środy i piątki, a w czasie czynienia dyscypliny zakonnicy odmawiali psalmy: „Miserere”, „De profundis”, antyfonę „Christus faotus…”, „Salve Regina”, z trzema oracjami145. Wprawdzie różnica między zakonami żeńskimi a męskimi była wówczas znaczna, to i tak w wielu przypadkach „świętych”, których biogramy podaje Jaroszewicz, biczowania są jeszcze częstsze.

Do tradycyjnych praktyk ascetycznych, o których wspomina także hagiograf, należą posty. „Święci” opisywani przez Jaroszewicza trwają zazwyczaj w nieustannych postach146, nie powinno nas to dziwić zważywszy na to, że w tamtej epoce liczba dni postnych obowiązujących każdego chrześcijanina była znaczna i generalnie przestrzegano postów bardzo ściśle. Bystroń podaje, iż „szerokie sfery społeczeństwa rygorystycznie obserwowały post, daleko ściślej aniżeli w innych katolickich krajach. Śmiano się też z obcych i gorszono ich obojętnością wobec postu”, powstało nawet przysłowie „niemiecki post”; powszechnie mówiono także, iż „Mazur woli człowieka zabić aniżeli zgwałcić post”147. Odnajdujemy również w żywotach świętych ślady tradycyjnego postu Polaków nie tylko w piątki, ale także w środy i soboty na cześć Najświętszej Marii Panny, a są i tacy, którzy jadają, np. tylko dwa razy w tygodniu albo tacy, którzy odmawiają sobie jednej z potraw: warzyw, owoców, mięsa czy wina148. Byli również i tacy, jak Józefat Kuncewicz, który „przez całe lat pięć żadnego napoju oprócz wody nie zażywał i pewnie by był aż do śmierci przedsięwzięcia swego nie odmienił, gdyby mu byli starsi tej surowości nie zabronili”149. Picie wody było wówczas taką „surowością” m.in. ze względu na przyzwyczajenia społeczeństwa do picia miodu lub piwa, oczywiście szlachty, bo chłopi pili tylko wodę. Kitowicz wspomina, że za Augusta III zjawiła się na stołach woda „dla dygestii potraw, wchodząca już w modę, od naszych ojców nieznana, tylko do umywania”150. Uważano także, że picie wody przyprawia o chorobę, pisał tak między innymi Klemens Janicki w elegii VII: „od pacholęcia aż do lat dwudziestu / Piłem jedynie wodę. Stąd, jak myślę, / Zaczęła chorzeć wątroba. Ta woda / Niegdyś wypita dławi moje życie”151. Dlatego też w opisie cudu, który przytrafił się Jadwidze Śląskiej, Jaroszewicz wspomina o wzburzeniu męża na wieść, iż żona pije wodę: „posty co dzień prawie chowała, chyba w niedzielę i wielkie święta dwakroć jadała. Przez lat czterdzieści i mięsa nie jadła i tego co mięsną tłustością okroszono było. We środę zaś i piątek na samym tylko chlebie i wodzie przestawała. Raz ją do męża doniesiono, iż zawsze wodę pije, i o niemoc się przyprawuje, gniewał się o to i odwodził ją od tego, a chcąc doznać jeżeli tak czyni, szedł ją raz jedzącą nawiedzić, a gdy z kubka przed nią postawionego napił się, czuł dobre wino, i strofował tych, którzy ją do niego donieśli”152. Do historii niesamowitych zaliczyć możemy umartwienia wielebnej Ludwiki Piotrkowiczowej, która „bywało to, że przez czterdzieści dni postu wielkiego nic nie piła, gdy ją zaś gwałtowne pragnienie przycisnęło to bryłeczkę śniegu włożyła w usta, co sobie za wielka folgę miała”153.

Dla umartwienia ciała odmawiano sobie także innych wygód, czasami tak podstawowych jak łaźnia154, np. świątobliwa Barbara Longa: „przyszedłszy do lat czternastu […], czuła w sercu swoim pociągi Ducha św. mocniejsze do życia doskonalszego, przeto nie tylko od rozkoszy światowych, ale i od wygód ciała, serce swe odrywała. Od tego czasu łaźni używać poprzestała”155. Wielu „świętych” jako łóżko brało sobie „deski gołe albo trzaski stolarskie, wezgłowie kamień twardy”156 bądź też wprost spali na gołej ziemi157. Byli i tacy, którzy sen zamieniali sobie w wymyślną torturę, jak święty Jędrzej, który „po dziennych pracach spoczynku takiego zażywał, który nie tak posiłkiem mu był, jako męczeństwem. Pień albowiem dębowy płotem ogrodził, a w nim kołów ostrych nabił, a tak usypiając na foremnem owem łożu ile razy na jaką stronę pochylił się, tyle ciosów od kołów onych ponosił. Nadto na głowie nosił koronę albo obręcz grubą, na której po czterech częściach przywiązał kamienie wielkie, a tak gdzie tylko głowę śpiąc nakłonił zaraz kamieniem był uderzony”158. W ramach umartwienia starano się także ograniczać ilość snu do trzech lub czterech godzin159.

Do bardziej popularnych sposobów umartwiania należało wzgardzenie obuwiem i to najczęściej, kiedy było bardzo zimno160. Świętego Bonifacjusza dlatego też spotkała niewesoła przygoda, kiedy to „czasu zimy wielkiej, drogę onę po górach wysokich, i śniegami zasypanych odprawiając, musiał na konia wsiadać, ale mu nogi bose tak przymarzały do strzemion, że ich wyjąć nie mógł, aż mu je pierwej wodą ciepłą odgrzewać musiano”161.

Niektórzy poskramiali swe ciało na wzór wielkich świętych Benedykta i Franciszka, „tarzając się w cierniach i pokrzywach”162, inni jak karmelita Stefan Kucharski przyodziewali się w łachmany i założywszy na głowę cierniową koronę szli żebrać o jałmużnę163. Jaroszewicz podaje również przypadki „świętych”, którzy w gorliwości ascetycznej stosowali dość niekonwencjonalne sposoby umartwień, np. zaspakajali pragnienie pomyjami kuchennymi albo okaleczali swoje ciało, np. karmelita Mikołaj Opacki z afektu do Maryi „żelaznym instrumentem wyrznął sobie na piersiach te najświętsze imiona Jezus, Maryja, i często te piętna odnawiał”164. Natomiast świątobliwa Katarzyna Saporowska „sporządziła sobie krzyż żelazny i kratkę takąż, które rozpalając w ogniu przykładała do ciała i piekła je”, ponadto świątobliwa ta niewiasta poddawała się wielorakim innym praktykom ascetycznym, „dyscyplinami smagała niewinne ciało aż do wylania krwi […]; sen krótki, leżąc na ziemi przyjmowała, węzłowatemi sznurkami lędźwie swoje ściskała, a nogi żelaznemi łańcuszkami, które jej skórę raniły i objadały. Też nogi pod czas wrzącą wodą polewała, pod czas w ul pszczół wsadzała i niezwyciężonym umysłem znosiła kąsania od pszczół owych”165. Wielu spośród aspirujących do stanu świętości nie znało umiaru w praktykach ascetycznych, Jaroszewicz częstokroć wspomina, że przełożeni bądź spowiednicy musieli im tego zabraniać bądź ich ograniczać166.

Drugą kategorią umartwień opisywanych przez autora „Matki świętych” są umartwienia zmysłów, inaczej zwane wewnętrznymi. Polegają one na umartwieniu przede wszystkim zmysłu wzroku, słuchu, smaku i dotyku, a także na zachowywaniu milczenia, karmelita Hilarion Głuszecki „w milczeniu tak był zaprawiony, że oprócz nieuchronnej potrzeby, więcej znakami, niżeli słowy rzeczy wyrażał”167. Zmysł smaku i wzroku umartwiała świątobliwa Marianna Kazanowska, która „u stołu co najbardziej jej apetyt do siebie przyciągało, to na stronę odkładała tak ostrożnie, że patrząc na to, oczy łudziła. Owoców sobie zakazała”168. Z kolei świątobliwy Mikołaj Koźmiński, benedyktyn umartwiając zmysł dotyku doszedł do absurdu, hagiograf pisze o tym z pruderią takimi słowy: „o umartwieniu dotykania milczeć bardziej, niż co pisać przystoi, bo od siebie to wszystko oddalił, co ciału mogło być do niejakiej rozkoszy, ale i wygody, jako to łaźnią, pościel miękką, suknie nowe i tym podobne rzeczy. To jednak zamilczeć się nie godzi, że przez lat dwadzieścia aż do śmierci, choć dla przyrodzonej ciała potrzeby, nigdy się nie dotknął, aby nie zmazał ręki swojej czyste Ciało Pańskie piastujący, czego się swemu wiernemu zwierzył”169. Do częściej praktykowanych zaliczają się natomiast umartwienia wzroku i słuchu, polegały one generalnie na skromności w tym, na co się patrzy i czego się słucha.

Czytając współcześnie o tak czasami nieludzkich praktykach ascetycznych opisywanych przez autora „Matki świętych”, trudno nam uznać, że ludzie ci czynili to przy całkiem zdrowych zmysłach, należy jednak uświadomić sobie, że umartwienia te miały na celu zjednoczenie za życia bądź po śmierci z Bogiem. Niemałą rolę odgrywało również naśladowanie Boga w Jego ziemskim cierpieniu. Oczywiście, że nie wszyscy, którzy pragną zjednoczenia czy naśladowania bóstwa, posuwają się w praktykach ascetycznych do takiego stopnia. Jednak bez ascezy, którą rozumiano jako ćwiczenie hartu ducha i wytrwałości – jak pisze Emile Durkheim – religia nie istnieje, mówi on wprost: „jest nawet dobrze, gdy jakieś konkretne postacie wyraźnie uosabiają ideał ascezy i gdy ich specjalnością […] staje się demonstrowanie, choćby i przesadne, tego aspektu obrzędowej egzystencji. Są to bowiem żywe wzory zachęcające do wysiłku. […] cel, który wyznacza elita, musi być za wysoko, aby tłum nie zepchnął go zbyt nisko. Ktoś musi przesadzać, aby średnia mogła się utrzymać na przyzwoitym poziomie”170.

Jaroszewicz skupił się przede wszystkim na opisie ascezy zewnętrznej. Nie wyraża jednak żadnych wątpliwości jeśli chodzi o zasadność surowości praktyk podejmowanych przez bohaterów hagiografii, a nawet te najbardziej niehumanitarne ocenia pozytywnie. Poza tym najczęściej nie podaje motywów, dla których ktoś czyni umartwienia tak wielkie, czy przekraczające wymogi reguły. Dlatego też opisywane przez o. Floriana praktyki ascetyczne mogą jawić jako „sztuka dla sztuki” skrywająca czasami patologiczną nienawiść do ciała. Pewnym jednak wytłumaczeniem przyczyny, dla której hagiograf tak bardzo podkreśla ascezę, mogłaby być jego osobista skłonność do surowości wynikająca z przynależności do rygorystycznego zakonu reformatów.

Droga do świętości, która wyłania się z dzieła o. Floriana mimo iż w generalnych założeniach (cnoty, praktyka rad, czyny) ciągle jest zgodna z tym, czego naucza Kościół, to jednak w konkretnym wykonaniu daleka jest od dzisiejszego ducha. Świętość czasów Jaroszewicza miała być podziwiana, stanowić niedosięgły wzór dla garstki wybranych, możemy ją porównać do trudno dostępnej górskiej ścieżki, na którą wybierają się tylko i wyłącznie prawdziwi entuzjaści i szaleńcy. Współcześnie zaś świętość ma skłaniać do naśladowania i pociągać za sobą rzesze, jest ona jakby szerokim gościńcem, który zaprasza chrześcijanina do drogi.